Kiedyś Marta zupełnie inaczej wyobrażała sobie swoje życie. ?wszystko miało być nie tak jak jest?-myślała zapalając kolejnego papierosa ( nawet palenie wypływało już raczej z przyzwyczajenia, nie dawało już żadnej przyjemności).F_template

Dzieci wybiegły z domu w kierunku piaskownicy, nie zmieniły butów i wciąż były w piżamach. Było jej wszystko jedno, aby dalej od niej, aby dały jej spokój. Pomyśleć, że był czas, kiedy świata poza nimi nie widziała. Teraz było jej zupełnie obojętne co zjedzą, czy ubiorą się czy też nie, co będą robiły w ciągu dnia. Niechby się godzinami babrały w błocie, odkręcały wodę w ogrodzie, byle nic nie chciały od niej.

Siedziała, patrząc przed siebie, odpalając jednego papierosa od drugiego. Sama również była jeszcze w koszuli nocnej i kapciach, nieuczesana, nawet nie umyła zębów, co kiedyś było nie do pomyślenia. Sama jest sobie winna, na własne życzenie skomplikowała sobie życie.

Kiedy urodziła trzecie dziecko zostawiła pracę zawodową. Trudno było ogarnąć pracę, dom i dzieci, wszyscy byli już zmęczeni. Pieniędzy nie było potrzeba aż tak bardzo, dochody męża wystarczały, epizody z kolejnymi opiekunkami były na tyle nieprzyjemne i dające się im we znaki, że było to najlepsze dla całej rodziny rozwiązanie.

Z początku nowy plan dnia był nawet przyjemną odmianą wobec poprzedniego życia w szaleńczym biegu. Można było spokojnie wszystko ogarnąć, sprzątanie, dobre domowe jedzonko, można było pobawić się wreszcie z maluchami.

Tak, życie zwolniło tempo, ale wraz z upływem kolejnych dni niemożliwie wręcz do siebie podobnych, było coraz bardziej nudno i beznadziejnie. Nie miała już powodu żeby się wystroić, umalować, iść do fryzjera czy zrobić rundkę po ulubionych sklepach. Snuła się pomiędzy kuchnią a podwórkiem w dresie.

Cóż wraz z wytraceniem tempa, życie zgubiło również swój smak, z dnia na dzień było coraz bardziej mdłe. Nie tak to widziała w wyobraźni, nie o to jej chodziło.

Aż któregoś dnia, kiedy w drodze powrotnej ze spaceru jej rozbawiony synek wybiegł w podskokach na ulicę. Okolica, w której mieszkali była cicha i spokojna, ruch był naprawdę niewielki, idealne miejsce dla rodziny z dziećmi. Nie jechał żaden samochód, ale ten facet jadący rowerem musiał naprawdę mocno przyhamować, aby nie wpaść na dziecko. Kiedy opadły emocje i zdążyła nakrzyczeć na synka i przeprosić rowerzystę, przedstawili się sobie, zamienili parę słów. On przeszedł z nią kawałek na pieszo, zaledwie do końca ulicy, pogadali, okazało się, że mieszka parę przecznic dalej i kocha rower i w każdej wolnej chwili jeździ po okolicy.

Kiedy odjechał miała rumieńce na twarzy, nie pamiętała, że tak cudownie można pogadać z drugim człowiekiem. Dzieci, mąż, matka, teściowa… no może jeszcze koleżanki, które miały też małe dzieci, ale ile można rozmawiać o zdrowym żywieniu czy chorobach wieku dziecięcego?

Przypadek, lub nie, zrządził jeszcze nie raz, że spotkali się na spacerze, za każdym razem schodził z roweru i szedł z nimi przez jakiś czas.

Być może obydwoje pieczołowicie planowali te na pozór przypadkowe spotkania? Kto wie?

Musiało się stać…kiedy poznali się na tyle, że puściły hamulce, rzucili się sobie w ramiona z zapalczywością taką, jakby po raz pierwszy smakowali życie. Marta znów żyła, paznokcie, fryzjer, perfumy, wszystko miało nową jakość, nabierało sensu. Kiedy dostrzegała z daleka jego sylwetkę błyszczały jej oczy.

Kiedy jednak pierwsze zachłyśnięcie przygodą minęło, zaczęły pojawiać się obawy, wróciła samokontrola. Czerwona lampka zaświeciła się nie jeden raz, gdy roześmianą w jego towarzystwie widzieli ją sąsiedzi czy znajomi. Mąż nie pokazywał po sobie, że cokolwiek wie, czy podejrzewa, dlatego, gdy zobaczyła go opartego o samochód na poboczu drogi, którą zazwyczaj spacerowali oblał ją zimny pot. Zastygła w bezruchu, a śmiech zamarł na jej ustach. Tego, co działo się później nie chce pamiętać. Niekończące się pielgrzymki matki, teściowej, wszystkich ciotek i kuzynek składających jej umoralniające wizyty.

Mieszkali nadal razem, on zdecydował, że dla dobra dzieci tak mają trwać, ale na każdym kroku dawał jej do zrozumienia, że nią gardzi. Dla niego była brudna, skalana, nie chciał jeść przygotowanych przez nią posiłków, kiedy raz spróbowała wziąć go za rękę, ostentacyjnie poszedł do łazienki aby umyć ręce i powiedział:?nigdy więcej mnie nie dotykaj, złamałaś mi serce?.

Nie zrobił nigdy awantury, choć wolałaby po stokroć usłyszeć obelgi niż żyć w tym przeraźliwym milczeniu. Nasłuchała się oczywiście obelg, ale od teściowej. Ona nie zostawiła na niej suchej nitki, nie przebierała w słowach, groziła i rzucała przekleństwa. Poszła nawet do księdza opowiedzieć o swej synowej jawnogrzesznicy.

W pewnym momencie Marta uwierzyła chyba w te wszystkie słowa, przylgnęły do niej, przylepiły się, a ona nie miała siły, aby się otrząchnąć. Myśli o własnym zbrukaniu, o wstydzie o grzechu stały się jej własnymi myślami. Przeświadczenie o klęsce, która naznaczyła ją i jej rodzinę towarzyszyło jej każdego dnia. Właściwie to jej życie sprowadziło się do czekania na grom z jasnego nieba, który ją, nierządnicę spali w pył, aby zdmuchnąć, zmieść ten proch z powierzchni ziemi.

Niosła dzień za dniem swoją hańbę, wykonując w coraz bardziej zwolnionym tempie swoje domowe obowiązki. Któregoś dnia już nie dała rady podnieść się rano z łóżka. Ani wrzeszczące dzieci, ani piskliwy krzyk teściowej ani mąż, nikt nie zdołał jej podnieść. Patrzyła w sufit i nic już do niej nie docierało.

 

* opis objawów został stworzony na potrzeby tego artykułu, jakakolwiek zbieżność z osobą realną jest całkowicie przypadkowa

Diagnoza: F32.3 Epizod depresji ciężkiej z objawami psychotycznymi
Fakty:

  • Diagnozujemy gdy pacjent cierpi z powodu obniżonego nastroju, utraty zainteresowań, radości życia i energii.
  • Koncentracja i uwaga są osłabione, samoocena jest obniżona, poczucie małej wartości i myśli samobójcze znacznie obniżają jakość życia
  • Nastrój może podlegać wahaniom w ciągu dnia, gorszy jest zazwyczaj rano
  • Spowolnienie psychoruchowe wraz z urojeniami, omamami, osłupieniem depresyjnym muszą trwać co najmniej 2 tygodnie
  • Triada depresji Becka mówi o specyficznej konstelacji, która jest uwarunkowaniem dla schorzenia, są to przekonania: ja jestem do niczego, wszystko wokół mnie jest do niczego, przyszłość nie ma dla mnie niczego dobrego