Gdyby ktoś usłyszał jak ojciec odzywa się do Roberta, trudno byłoby mu uwierzyć, że był on dorosły i dawno skończył czterdziestkę.

– Robek, rusz się – wrzask odbił się echem po dzielnicy – dawaj ten cholerny kubeł, zapomniałeś debilu drogi do domu?F60.6

Robert w mgnieniu oka poderwał się z grządki, z której wyrywał jakieś zielsko, chwycił kubeł na śmieci i pobiegł do domu, pokonując schodki na ganek przeskakując po kilka stopni, aby szybciej. Tylko, że właściwie jakkolwiek szybko i sprawnie by to zrobił i tak u mety nie czekało nic poza rozczarowaniem.

Robert mieszkał z rodzicami dostatecznie długo aby nawet w marzeniach porzucić pragnienie samodzielności i zbudowania bliskiej relacji , nie mówiąc o miłości, którą mógłby obdarzyć lub zostać obdarzonym.

Przekonanie, o tym, że jest bezwartościowy było tak silnie ugruntowane w jego umyśle, że dużo bezpieczniej było dla niego wycofać się z życia w swój własny, wewnętrzny świat, niż konfrontować się z otoczeniem.

Jeszcze jakiś czas temu boleśnie przeżywał swoją samotność i izolację, ale wraz z każdym mijającym rokiem coraz mniej mu zależało. Poczucie kiepskich kompetencji skutecznie blokowało jakiekolwiek próby zmian w jego życiu.

Od ponad 10 lat pracował w dużej firmie ogrodniczej, pielęgnując rośliny. Chociaż pracę swą wykonywał dokładnie i z oddaniem, nigdy nie otrzymał awansu, podwyżki czy jakiejkolwiek gratyfikacji, która mogłaby wskazywać, że jego codzienne wysiłki zostały zauważone i docenione przez pracodawcę.

Jego krąg znajomych wraz z upływem lat stopniał z niewielkiego do zerowego, a każdy dzień był okrutnie przewidywalną sekwencją: dom – praca.

Jednak, akurat ten aspekt stabilizacji i świętego spokoju Robert cenił sobie bardzo. Każda zmiana i potencjalne odstępstwa od znanej rutyny paraliżowały go wszechogarniającym lękiem. Wstawał więc od lat o 6, ten sam repertuar podobnych do siebie ubrań, ta sama droga do lokalnego sklepu i lista zakupów ta sama od lat, osiem godzin pracy (oby trwały jak najdłużej) i powrót do domu.

Lubił swoją pracę, to pielenie, podlewanie, nawożenie… byle dalej od ludzi, unikał kontaktu wzrokowego i nie wdawał się w pogaduszki.

A w domu… ojciec pomimo sędziwego wieku nadal trzymał wszystko silną ręką, nie stracił wraz z wiekiem ani odrobiny animuszu. Robert już dawno wybrał obronne wycofanie się zamiast konfrontacji z nim, wiedział zresztą, że został przez ojca dawno spisany na straty, co zresztą było mu przypominane na każdym kroku, przy każdej okazji i przy braku okazji.

Tak było od najmłodszych lat.

Ojciec miał własny warsztat samochodowy, a syn, niestety od najmłodszych lat nie wykazywał najmniejszych chęci i zainteresowań samochodami, ku rozpaczy ojca, który liczył na jego pomoc w warsztacie.

Od najmłodszych lat był zresztą też dziwnie płaczliwy i bojaźliwy. Wybredny do jedzenia, a przez to chudy jak patyk, chorowity z wiecznie szeroko otwartymi oczami już na pierwszy rzut oka był zaprzeczeniem  męskości, czym sprawiał wielki zawód swemu ojcu, który sam był niezwykle energicznym, przedsiębiorczym mężczyzną, który wyzwania losu  przyjmował z ochotą i odwagą.

Kiedy ojciec zorientował się, że choćby nie wiem jak silną ręką prowadził syna, to i tak nie nabierze on hartu ducha zaczął dokuczać mu na każdym kroku. Niestety takie wychowanie zamiast pomóc przyniosło całkiem odwrotny efekt – chłopiec dodatkowo zaczął się jąkać. Wtedy ojciec skreślił go jako syna i człowieka.

Matka – sama lękliwa i nieśmiała, zdominowana przez męża, nie miała dość siły by obronić chłopca przed atakami męża, które skutecznie dzień po dniu odbierały chłopcu resztki wiary w siebie.

Wstyd, który przyniósł ojcu i gorycz porażki, którą czytał codziennie w jego spojrzeniu rozrastały się w Robercie z każdym dniem bardziej, stając się podstawowymi składnikami jego własnej osoby.

Głębokie przekonanie, że jest gorszy niż chłopcy w jego wieku skutecznie blokowało wszelkie kontakty interpersonalne – nigdy nie miał dziewczyny. Kiedy więc wyrósł nieco ze swej dziecinnej patykowatości i chorowitości, ojciec wziął na celownik jego potencję, a raczej jej przypuszczalny brak i używał sobie bez pardonu, przy świadkach – klientach warsztatu.

Chłopak nauczył się więc schodzić mu z oczu, z wiecznie schowaną w ramionach głową, pochylony, skulony w sobie, wzrok wbity w ziemię. Cała jego sylwetka zdawała się pokazywać, jak bardzo chciał się skurczyć, aby świat na niego nie patrzył, nie oceniał, nie krytykował.

* opis objawów został stworzony na potrzeby tego artykułu, jakakolwiek zbieżność z osobą realną jest całkowicie przypadkowa

Diagnoza: F60.6 – osobowość unikająca

 

Fakty:

Osobowość unikająca tworzy się na bazie podatności temperamentalnej oraz wpływu środowiska, które zamiast być wspierające odbiera poczucie własnej wartości

Ukryty, najpierwszy przekaz od rodziców: „nie spełniłeś naszych oczekiwań” rodzi poczucie ułomności i niekompetencji

Dominujące poczucie lęku ogranicza możliwości doświadczeń interpersonalnych, co z kolei, pozbawia okazji do zdobywania nowych, adaptacyjnych sposobów zachowania

Próg wrażliwości na sygnały z otoczenia jest tak niski, że każde niewinne zdarzenie jest interpretowane na własną niekorzyść, a wyostrzona czujność każe przeszukiwać otoczenie w poszukiwaniu sygnałów zagrożenia

Nadmierne krytykowanie w dzieciństwie zostaje zinternalizowane w karzące wiecznie oceniające i krytykujące superego, które skutecznie utrudnia mierzenie się z nowymi wyzwaniami, w obawie o potencjalną porażkę

Terapia wymaga czasu i cierpliwości, gdyż strategie obronne pacjenta to blokowanie dostępu do świadomości oraz lęk przed ujawnieniem tak myśli, jak i uczuć

Dopiero, gdy relacja terapeutyczna będzie w ujęciu pacjenta bezpieczna i autentyczna pojawia się szansa na nie rozważanie jej w kategoriach potencjalnego zagrożenia bolesną krytyką swojej osoby