Jest pewien fragment tekstu, zaintonowanego jako wieczorna modlitwa Polaków w filmie Marka Koterskiego „Dzień Świra”, który może  dać do myślenia.

Oto on : wznoszę swe modły do Marii, Boga , Syna, zniszczcie tego s…Mojego rodaka, mojego sąsiada, tego wroga, tego gada. Żeby mu okradli garaż, żeby go zdradzała stara…itd

Czy rzeczywiście jako naród jesteśmy ludźmi zawistnymi i zazdrosnymi?

Czy chętnie i z lubością się mścimy?Oma wild

Profesor Mirosław Marody mówi, że istnieje niezaprzeczalnie w społeczeństwie polskim zjawisko, które zwane jest zawistnym egalitaryzmem. Najlepiej określa  je obraz polskiego narodu gotującego się w diabelskim kociołku, który to kociołek nie potrzebuje żadnego dozorcy, na wypadek gdyby ktokolwiek próbował się wydostać na zewnątrz. Jeśli tylko komukolwiek udałoby się wychylić na zewnątrz, to skrupulatni współbratymcy natychmiast wciągną za za nogi z powrotem do środka.

Skąd bierze się brzydka przywara?

Dlaczego zamiast brać przykład z kogoś, komu się udało, próbujemy za wszelką cenę wciągnąć go na powrót do kociołka?

Profesor Zbigniew Mikołejko twierdzi, że proces ten jest spadkiem po pańszczyźnianym rodowodzie większości Polaków.

Tak jak dawniejszy chłop, czy drobny szlachcic nie czuł się w odpowiedzialności poczynić cokolwiek, co zmieniłoby jego los, tak i dzisiejszy szaraczek siedzi ze związanymi rękami i knuje, bo jedynie knucie mu pozostało.

Aby wziąć odpowiedzialność za własny los należy wykazać się wysiłkiem, czy intelektualnym, czy też fizycznym, ale jednak wysiłkiem. Bez niego nie ma co liczyć na potencjalne zmiany, których życzylibyśmy sobie.

Wobec perspektywy utrudnienia sobie i tak już dość skomplikowanej sytuacji, czyż nie jest jednak prościej i wygodniej zdewaluować konkurencję a samemu pozostać w swym niechlubnym stanie samozadowolenia i świętego spokoju?

Stąd właśnie biorą się próby zaszkodzenia tym, którym udało się i mają lepiej, w jakiejkolwiek dziedzinie życia.

Można im szkodzić na wiele sposobów – realnie, zaplanowanym czynem, lub bodaj słowem, nieprawdziwą plotką czy pomówieniem.

Poniekąd nie bez znaczenia były lata komunizmu, według których „czy się stoi czy się leży jednakowo się należy”. Czas ten wykształcił w ludziach tzw. wyuczoną bezradność, która odpowiada za niechęć do podejmowania jakiegokolwiek wysiłku w celu poprawy swojej sytuacji. Zawieszeni w stanie biernego rozpamiętywania swej niedoli i niesprawiedliwości mogą jednak przynajmniej napluć komuś do herbaty, niech ma!

O niebo łatwiej jest wypunktować słabości innych niż ustanowić własne cele i dążyć skrupulatnie do ich osiągnięcia.

Czyż nie łatwiej i przyjemniej obmówić tego zaradnego, wyciągnąć na niego wszystkie, prawdziwe i wyimaginowane haki niż włożyć wysiłek w odmianę własnej sytuacji, która uwiera?

Niestety znakomita większość niezadowolonych z siebie nieszczęśników woli wyładować swe frustracje kamienując tego, któremu się udało (nie jest już swój, uciekł z kociołka!).

Oczywiście tego rodzaju działania dają odrobinę wytchnienia, odwracają uwagę od własnej biedy. Ale z pozycji pokrzywdzonego przez życie już tylko niewielki krok do zemsty.

Mścimy się oczywiście aby zagłuszyć własne cierpienie, jest to swoiste działanie zastępcze, które pozwala, na chwilę, oderwać się od własnej małości.

Badania przeprowadzone w North – western State University przez C. Garth Bellah, które miały określić profil osób zawistnych i mściwych pokazują, że u podstaw tego rodzaju konstrukcji leży przede wszystkim niestabilna i zaniżona samoocena. Jeśli jesteśmy obarczeni ciężarem (oczywiście głęboko ukrytej) niskiej samooceny , to znacznie trudniej przejść nam do porządku dziennego nad pewnymi zdarzeniami. Każda krytyczna uwaga, czy domniemana niesprawiedliwość powoduje gotowość do obrony własnego Ja. Osoby, posiadające jako bazę dla Ja słabe poczucie własnej wartości paranoicznie lustrują otoczenie w poszukiwaniu oznak zagrożenia dla (i tak słabego) Ja.

Jeżeli konstrukcja Ja jest słaba z natury, to jakiekolwiek ataki z zewnątrz mogłyby trwale uszkodzić, a nawet zniszczyć. Z tego powodu wszelkie działania zagrażające postrzegane są jako wymagające natychmiastowego odwetu.

Istnieją również cechy osobowości, które tworzą ludzi podatnych do działania na niekorzyść innych. Takim wymiarem jest psychotyzm – określający tak poziom empatii jak i cynizmu. Osoby, które doznały wyimaginowanej krzywdy będą chciały odwetu.

Ale czy zemsta się opłaca?

Czy mściciel rzeczywiście odczuje satysfakcję?

Czy zemsta jest słodka?

Otóż badania pokazują, że przynosi ona człowiekowi jedynie chwilowe poczucie triumfu. Niestety proces myślenia, planowania i złorzeczenia powoduje , że pławimy się w złym afekcie, który trawi nasz umysł i ciało.

Michael Mc Cullough w swoich badaniach nad mściwością pokazuje, że rozpamiętywanie prawdziwej, czy domniemanej krzywdy podnosi nam tętno i ciśnienie krwi, odbijając się tym samym na wydolności układu krążenia.

Pomyślmy co wobec tych faktów dają a co zabierają latami chowane krzywdy i urazy?

Rozwój i wyjście ku dobremu zostają zablokowane, a sam mściciel zamrożony w przeszłości, której i tak już nie zmieni a nie potrafi zostawić, przeżywając swój dramat wciąż i wciąż na nowo.

W powieści Alexandra Dumasa „Hrabia Monte Christo” tytułowy mściciel – Edmund Dantes mówi „nienawiść zaślepia, gniew ogłusza, a ten kto pragnie zaspokoić żądzę zemsty może przypadkiem skosztować jej goryczy”. Hrabia, pomimo, że osiągnął to, do czego dążył, wyrównał rachunki, to nie odzyskał już utraconego porządku życia.

Dlatego w długodystansowym rozliczeniu (którego często nie dostrzegamy) bardziej opłacalna jest umiejętność przejścia nad pewnymi faktami do porządku dziennego niż wikłanie się w wyrównywanie rachunków. Pamiętajmy o tym, zanim zaintonujemy w umyśle modlitwę.