Ludzie różnią się od siebie – to truizm, ale jego konotacje są niewątpliwie warte, aby zwrócić na nie uwagę.

Różnice indywidualne, stanowiące o naszej odmienności mogą być bogactwem i źródłem, z którego możemy czerpać do woli w celu wzbogacenia samych siebie i stymulowania własnego rozwoju.

Inny punkt widzenia, czy też sposób postępowania mogą stanowić inspirację dla dobrej zmiany i zrewidowania swoich poglądów. Nawet spory prowadzone w sposób budujący, mogą stać się konstruktywne, a tym samym ubogacić naszą wiedzę o świecie i nas samych.

To całkiem naturalne, że mamy różne cele, nawyki i odczucia i inaczej postrzegamy.

( Nawet tą samą sytuację).

Jest to naturalne i dobre, choć może prowadzić do konfliktów, które pociągają za sobą trudne emocje oraz postawy względem drugiej osoby oparte choćby na wrogości.

Z czego to wynika?

Podstawą jest tutaj niewątpliwie w znaczącej części lęk, wynikający z niepokoju o nasze ugruntowane Status Quo. Jest przecież ono jedyne w swoim rodzaju i najbardziej doskonałe, bo wypracowane latami i oferujące poczucie bezpieczeństwa i stabilizacji.

Jak można zareagować na sytuację, w której otrzymujemy komunikat o tym, że ktoś niekoniecznie podziela nasz punkt widzenia, albo wręcz się mu przeciwstawia?

Wyłączając adaptacyjne formy, typu rozmowa i przedstawienie argumentów „za” możemy mieć do czynienia z reakcja niekoniecznie szanującą odmienny pogląd, a raczej poddającą pod wątpliwość jego zasadność i wartość. Często, niestety również osobę samego argumentującego.

Co więcej, jeśli jedna ze stron sporu jest osobą o nieugruntowanym poczuciu własnej wartości i dojrzałości do przyjęcia krytyki, może ona postawić sobie za punkt honoru obalenie przeciwnika nie tylko w tej jednej kwestii, od której spór się rozpoczął, ale na całej linii.

Jeżeli już doświadczyliśmy starcia z kimś, z czyimi poglądami się nie zgadzamy może to położyć się cieniem na całej relacji. Negatywne doświadczenia związane ze starciem z osobą o krańcowo odmiennych poglądach mogą spowodować, że przy każdej kolejnej okazji ktoś będzie się starał, żeby za wszelką cenę wykazać totalną niekompetencje drugiej strony sporu.

Tym sposobem przyczyniamy się do wytworzenia błędnego koła, w którym pierwsze starcie z kimś o odmiennych poglądach, wyzwala niewiarygodną wręcz chęć traktowania każdej kolejnej wymiany zdań jako konfrontacji z cyklu „pojedynek na śmierć i życie”.

Czasem nie chodzi nawet o klasyczne „złe intencje”, ale o całkiem nieuświadomione powody, dla których powielamy schemat walki z kimś kto nie trzyma naszej strony.

Dla osób, których samoocena jest zaniżona, lub być może mają przeczucie, że rzeczywiście ich poglądy, wiedza czy zachowanie pozostawiają co nieco do życzenia, może być to spowodowane lękiem o swoją pozycję w świecie i sposób w jaki jest się postrzeganym przez ludzi.

Czasem poklask, który otrzymuje się od otoczenia w odzewie na działania, jest konieczny dla istnienia człowieka, który musi widzieć akceptację i podziw w oczach innych ludzi dla swoich poczynań. Bez tego ani rusz.

„Lustereczko, powiedz przecie, kto najlepszy jest na świecie?”

Kontakt z osobą, która zagraża mojemu poczuciu własnej wartości i samoocenie, nie daj Boże na forum, które śledzi rozwój sporu, jest dla niektórych osób nie do wytrzymania.

Lęk o podkopaną pozycje w oczach audytorium jest tak ogromny i tak zagrażający, że każe z góry ustawiać się ofensywnie i jak buldożer przejechać po drugiej stronie sporu.

Istnieje oczywiście scenariusz kiedy w wyniku konfrontacji ktoś poniesie porażkę, a jego siła i predyspozycje na dany moment nie są wystarczające, aby ponownie stanąć na polu bitwy i wówczas jedyne co pozostaje to wycofać się i przeczekać nie narażając się na powtórną klęskę.

Osoby, które doznały upokarzających, w ich mniemaniu, przegranych, po których nie zdołały już się podnieść mogą funkcjonować w poczuciu stałego zagrożenia od otaczającego ich świata i chcieć się przede wszystkim schować.

Mamy więc realizację starego jak świat schematu: walcz albo uciekaj.

Sytuacja w której osoba wykazuje stałą gotowość do ataku, każe zachowywać wyostrzoną czujność na wszelkie ruchy ze strony oponenta, aby móc szybko i skutecznie zaatakować przy byle okazji i rozłożyć powód naszej frustracji na łopatki, najlepiej publicznie.

Istnieje spore grono ludzi, dla których jedynym bezpiecznym sposobem na funkcjonowanie wśród innych jest stałe kontrolowanie sytuacji i „nie odpuszczanie”. Do wyboru jest tu całe mnóstwo scenariuszy i gier służących manipulacji, która ma celu trzymanie w szachu naszych przeciwników.

Jednak to stałe pozostawanie w pogotowiu do obrony przed zagrażającymi jednostkami nie odbywa się bez kosztów, pochłania niesamowite ilości energii życiowej i sprawia, że na dłuższą metę człowiek staje się po prostu zmęczony i podenerwowany.

Co więcej, człowiek stale noszący maskę i przywykły do grania nawet przed samym sobą, w pewnym momencie traci spójność również w kontakcie z samym sobą. Wówczas nawiązanie prawdziwych, głębokich relacji, będących źródłem satysfakcji życiowej staje się niemożliwe. Stałe udawanie i odgrywanie zaplanowanej dla siebie roli powoduje, że nie mamy po jakimś czasie dostępu do własnych odczuć i pragnień zapętlając się na własne życzenie pomiędzy prawdziwym Ja a tym zaplanowanym i wyobrażonym. Wywołuje to skłonność do mechanicznego działania i prędzej lub później zmęczenie materiału, za które  sam zainteresowany nieskazitelną autoprezentacją płaci najwyższą cenę.

Ludzie niejednokrotnie pilnują się aby nie przekroczyć narzuconych sobie granic i nie wyjść z roli, bo jest to dla nich sposób na porządkowanie relacji z otoczeniem na własnych warunkach i bez dopuszczenia do głosu kogoś, kto mógłby zagrozić nam i okazałoby się, że jesteśmy wewnętrznie niespójni. Tego rodzaju relacje, kiedy nie dopuszczamy nikogo do prawdziwego siebie ( pod warunkiem, że w ogóle pamiętamy drogę do prawdziwego siebie) gwarantują nienaruszalność naszego terenu, ale odbierają nam szansę na prawdziwe spotkanie z drugim człowiekiem. Są to przecież najbardziej wartościowe chwile w życiu, bo człowiek jest wszak zwierzęciem stadnym i to bliska istota właśnie nadaje prawdziwy sens jego istnieniu.

Zamykanie się w skorupie konwenansu w celu chronienia swojego wnętrza przed potencjalnym atakiem może być środkiem do celu jedynie sporadycznie. Stosowanie tej metody na dłuższą metę jest najbardziej szkodliwe dla głównego bohatera tego scenariusza.

Każdego człowieka ukształtowały rożne zdarzenia, które miały miejsce w jego życiu, toteż różnice między nami są duże. Sposoby działania mają zazwyczaj korzenie daleko, często aż we wczesnym dzieciństwie. To one właśnie ukształtowały formę kontaktu z drugim człowiekiem, która jest naszym sposobem działania. Osoby, które w krytyczny sposób wyrażają się o innych ludziach i postrzegają ich jako stałe zagrożenie dla siebie zazwyczaj mają ku temu swoje powody. Poczucie skrzywdzenia od ludzi, lub bardziej ogólnie – od losu, jest tym co wyznacza standardy działań. Ból, lęk i poczucie niesprawiedliwości stanowią podłoże dla podejrzliwego traktowania wszystkich dookoła jako potencjalnego zagrożenia.

Przekonywanie osoby, że być może jej pesymistyczne podejście nie jest właściwe i pozbawione sensu nie przyniesie spodziewanego efektu, ponieważ mamy przed sobą kogoś doświadczonego przez los. Rozczarowanie życiem i niepowodzenia w bliskich kontaktach każą rozciągać swoje zwątpienie z doświadczeń przeszłych na teraźniejszość i przyszłość.. Dopóki nie odnajdzie się w sobie źródła takiej postawy i nie przepracuje się go, nie ma szansy na ruszenie z miejsca. Jeżeli doświadczona krzywdzeniem osoba nie odnajdzie w sobie siły na poruszenie zalegającego w niej żalu do świata, to poczucie, że los ją zawiódł a ludzie to wrogowie będzie się wlokło za nią przez całe życie, zniechęcając ją do ludzi a ludzi do niej.

Nieistotne względem jakiego schematu działamy.

Może to być podszyte niepewnością wycofanie się, kiedy mamy w perspektywie starcie z człowiekiem, którego poglądy są odmienne od naszych.

Może to być sztywne przestrzeganie konwencji i roli którą mamy do odegrania przed sobą i światem. Może to być niszczenie z automatu człowieka, który w naszym mniemaniu jest dla nas zagrożeniem. Każdy z powyższych sposobów działania niszczy i otoczenie i głównego zainteresowanego.

Skąd w człowieku ta niezgoda na inność? Przeświadczenie, że tylko ja mam rację i patent na życie? Skąd niepokój, gdy okazuje się, że recept jest wiele, sporo z nich całkiem dobrych, a nie daj Boże niektóre lepsze niż ta jego jedyna?

I co?

Odbiorą mi zaraz odznakę wzorowego ucznia i jeszcze zawstydzą publicznie?

Pójdę do kąta?

Nigdy w życiu!

I ja sam miałbym przyznać, że się myliłem, że popełniłem błąd i trzeba nagle zrewidować poglądy?

Ja???

O niedoczekanie! Do boju!

„ chłop żywemu nie przepuści”!