Każda istota ludzka ma wpisany w swój los niepokój poszukiwania, pragnienie zaspokojenia i ukojenia. Podążając ku mniej lub bardziej rozumnie wyznaczonym celom wszyscy z jednakową mocą marzymy o chwili wytchnienia.

Możemy wielokrotnie w ciągu życia zaspakajać swe urojone potrzeby i zapełniać wszystkie czarne dziury w naszych duszach ( choć będzie to niekończący się proces, z góry skazany na niepowodzenie) podążając drogą donikąd. Kupując kolejną parę butów, ścigając się po coraz to nowe gadżety, jesteśmy, wszak, tylko na chwilę usatysfakcjonowani. Jednak nie osiągniemy spokoju póki nie przestaniemy spoglądać na świat z perspektywy drapieżnika.

Im bardziej ekspansywne ego rozwiniemy w ciągu życia tym nasze sztucznie generowane potrzeby będą mocniej napierały na wszystkie pożądania.

Pogoń za spełnieniem, za chwilą spędzoną na szczycie, kolejnym awansem, zamkniętym na 120 % normy projekcie, to nic więcej jak kolejne miraże. Nie nadają się na cele, za którymi warto podążać.

Idąc wciąż tym samym, utartym szlakiem skazujemy się jedynie na wieczne podkręcanie tempa swych osiągnięć. Stare osiągnięcia tak szybko przestają cieszyć, nowe zaszczyty muszą być coraz większe.

Na szczęście, póki żyjemy, wciąż jest wybór. Kiedy wyczerpani po kolejnej wygranej w setnym wyścigu, padniemy na twarz upici adrenaliną, możemy zdecydować, że zamiast poszukiwać kolejnego wyzwania na zewnątrz, tym razem skierujemy uwagę do środka w poszukiwaniu odpowiedzi: co to za mechanizm sprawia, że jestem taki żarłoczny, czy pozwoli mi on kiedykolwiek poczuć się sytym i spełnionym?

Zadajmy sobie pytanie o nasze potrzeby, na ile są rzeczywiście nasze, na ile ukształtowane sztucznie przez  komercję, na ile napędzane naszymi kompleksami i głodami, sięgającymi mackami bardzo dawno zapomnianej młodości czy dzieciństwa?

W chwili, gdy damy sobie odrobinę wytchnienia, skontaktujemy się z samym sobą, tym najprawdziwszym, choć być może teraz już głęboko schowanym, gwarantuję, że poczujemy tęsknotę za innym rodzajem spełnienia.

Ulotne jest poczucie szczęścia osiągane w wyścigu po kolejne trofea. Jest jak dym na wietrze, to jest, to za chwilę rozpływa się w powietrzu, nie ma szans aby go zatrzymać.

Czy to naprawdę może być fundament dla Twojego życia? Czy udało Ci się dotrzeć do sedna, czy wciąż ślizgasz się po powierzchni?

I ten wszechobecny głos w Twojej głowie: masz pierwsze miejsce, dobrze, ale nie wolno Ci teraz spocząć na laurach. To Twoje 5 minut, postaraj się więcej, zrób z tego 555 minut, niech zobaczą czyje będzie ostatnie słowo, musisz być od nich lepszy, sięgać po więcej, postarać się bardziej, bardziej, bardziej…

Jedyną pewną w życiu sprawą, jest zmiana, to na co teraz patrzysz za chwilę nie będzie już takie samo. Wszystko podlega zmianom – oto natura świata w którym żyjemy.

Mamy więc z tymi zmianami wiele roboty, bo wszystko co do nas dociera natychmiast szufladkujemy, bezwiednie oceniamy: czy to co mi się przydarzyło zbliża mnie do upragnionego celu, jeśli tak- to jest to dobre, jeśli nie -jest złe i takie generuje we mnie emocje: złość, smutek, rozdrażnienie.

W naukach Buddy jest położony nacisk, że im bardziej zżymamy się z cierpieniem, im bardziej staramy się od niego uciec, tym prędzej, paradoksalnie, ono nas dopada.

Kiedy wspinasz się na swój szczyt – cierpisz, bo obawiasz się czy starczy Ci sił, czy to ten szczyt. Kiedy już tam jesteś martwisz się, bo czujesz ulotność chwili, boisz się aby ktoś Cie nie strącił, abyś utrzymał równowagę. A potem pilnujesz obsesyjnie tego co udało Ci się zdobyć i cierpisz w lęku, że mógłbyś to stracić.

Cóż, przecież wobec przemijalności ludzkiego życia perspektywa utraty tego, czego tak pieczołowicie strzegliśmy jest jedynym pewnym faktem. W końcu stracisz wszystko, wszystko przeminie.

Może wobec tego zaryzykować wzniesienie się z poziomu wyścigów i lęku nieco wyżej tam gdzie nie będziemy kurczowo trzymać się przemijających aspektów naszego bytu?

Na każdym kroku w małych i wielkich sprawach szukamy ukojenia, spokoju, zaspokojenia potrzeby, zakończenia napięcia i… dalej w drogę, w ten sam schemat. To jest zamknięte koło, nie ma końca, chyba że podejmiesz decyzję wyrwania się z przeklętego kręgu gonienia za pożądaniem.

Skąd wobec wszelkich zdobyczy cywilizacji stale rosnący odsetek ludzi zmagających się z chorobami psychicznymi?

Dlaczego chorych na schizofrenię paranoidalną jest znacznie więcej w aglomeracjach miejskich niż w obszarach niezurbanizowanych?

Wartością niezaprzeczalnie ważną jest dla człowieka uzyskanie wglądu w samego siebie, spotkanie ze swoimi demonami, znalezienie odpowiedzi na pytanie : za czym gonię ?

Jednym ze sposobów na spotkanie ze sobą, tym najprawdziwszym jest przyjrzenie się sobie. Pomocne jest wykształcenie pewnej kultury duchowej, do której jedną z dróg jest medytacja.

Dhammapada – starożytny tekst buddyjski mówi:

„To kim jesteś obecnie wynika z tego kim byłeś. To kim będziesz jutro wyniknie z tego kim jesteś teraz. Skutki zła będą się ciągnąć za tobą tak jak wóz za wołem. Skutki działań oczyszczonego umysłu również podążą za tobą, jak cień…”

Jeżeli chcemy zrozumieć świat, określić swoje miejsce  w nim, jest jedna recepta – poprzez zrozumienie siebie. Jak już ujrzysz jasno swoje człowieczeństwo, ze wszystkimi mocnymi i słabymi stronami, przyjrzysz się im i nauczysz się je szanować i akceptować z większą łatwością zrozumiesz też innych ludzi.

Aby cieszyć się wyglądem letniego ogrodu, najpierw wiosną należy przygotować ziemię, przekopać, wykarczować… Posiać w pustą, 2a51ea35-a4af-413c-a8f1-02067e268324czarną glebę, wrzucić w nią nasiona niczym w otchłań aby zapewnić miejsce nowemu. Tak samo jest z najcenniejszą uprawą – własnym Ja. Po pierwsze oczyścić umysł, przyjrzeć się starym chwastom, które zaciemniały słońce – to nasze pragnienia, chciwości , małostkowość. A potem? Potem przyjdzie czas aby cieszyć się letnim widokiem…